poniedziałek, 19 grudnia 2016

Jak "pustka" potrafi uszczęśliwiać.

Lubię moje mieszkanie. Jest moje, to ja tu rządzę. Uwielbiam fakt, że zaczynałam wszystko od nowa. Wprowdziłam się tu mając jedynie komodę, łóżka dla siebie i dziecka, stół i 4 krzesła.
Z czasem kupiłam stolik do zabawy i półkę do pokoju syna, szafkę na buty, regał, kanapę do salonu i biórko. I nadal moje mieszkanie wydaje sie puste.
Pomalowałam 2 ściany w salonie i 1 ścianę w kuchni. W pokoju syna wybazgrałam zaledwie urocze trójkąty w zielonym i żółtym kolorze. Cała reszta mieszkania jest biała.

Nie czuję potrzeby wieszania na ścianach całej galerii zdjęć, reprodukcji czy plakatów. Nie czuję potrzeby posiadania miliona gadżetów i wypełnionych szaf po brzegi rzeczami, o których istnieniu nawet nie pamiętam. Przeszkadza mi nadmiar. Denerwuje mnie, gdy rodzice przysyłają paczke z Polski, a w niej są rzeczy, których nie potrzebuję, nie chcę i o które nie prosiłam.

Dziś rozmawiałam z Nim na temat tego, co bym chciała dostać na gwiazdkę, lub co naprawdę potrzebuję. I doszłam do wniosku, że tak naprawdę  nie potrzebuję nic więcej. Wspomniałam o szafce nocnej, żeby móc ukryć tam jakieś potrzebne drobiazgi i postawić lampkę nocną, bo posługiwanie się tylko dużym światłem jest uciążliwe, gdy nie chcę siedzieć w ciemnościach, a po prostu się zrelaksować.

Wcale tej szafki nie potrzebuję, (choć będzie mi całkiem użyteczna, ) tak jak nie potrzebuję mikrofalówki. Nauczylam się bez niej żyć i jest mi z tym dobrze. Pralkę, lodówkę i kuchenkę mam z drugiej ręki. I chociaż na początku kupowałam je ze względu na ograniczony budżet i z zamiarem jak najszybszej wymiany na NOWE, tak dziś do mnie dotarło, że wcale nowego nie potrzebuję, skoro stare mi dobrze służy. Bo DLACZEGO? Tylko ze względów estetycznych? Bitch please.

I chociaż mam plany na ulepszenie mieszkania i sprawienia sobie jeszcze jakichś rzeczy, dziś udeżyło mnie to, że cieszę się, że nie zarabiam więcej, żeby to zrobić szybko. I chociaż czasem przeżywam pokusę kupienia jakiejś pierdoły, to zdarza się to tak rzadko, że jeśli już na coś się skuszę, to autentycznie cieszę się tym każdego dnia.

Czuję się taka minimalistyczna. I cholernie maksymalistycznie mi z tym dobrze.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że to kolejna przemijająca moda na coś. Na minimalizm. Bycie hipsterem również uchodzi za trend.  Ale jeśli minimalizmu prawdziwie nie czujesz, nie posuniesz się do tego, żeby wyzbyć się swoich rzeczy, albo odmówić sobie kupowania kolejnych. Kwint esensją zajebistości tego zjawiska, jest po prustu autentyczność.

To takie.. oczyszczające.






 fakt autentyczności.

piątek, 16 grudnia 2016

Czasem miewam koszmary.

Mam zajebiste łóżko. No ale, za taką cenę musi być zajebiste. Nigdzie się tak nie wysypiam, jak we własnym. Tylko czasem jest dla mnie za duże. Całe szczęście, że tylko czasem.

Lubię, gdy zostaje na noc. Lubiłabym gdyby zostawał codziennie. Bo jak on mnie przytuli, to chociaż nie wiem jak chujowo by było, to świat staje się nagle lepszy.
Nigdy nie mogę się zdecydować, czy wtulać się w niego z głową na jego klacie, zarzucając pół udźca na jego nogi, czy po prostu odwrócić się, wypiąć tyłkiem i czekać aż się przysunie, głowę położy przy moim uchu, rękę podłoży pod głowę i splecie nasze palce razem.

A kiedy przyśni mi się nawet najgorszy koszmar, wybudzi, zapewni, że jestem bezpieczna, pocałuje i utuli jeszcze staranniej, jeszcze ciaśniej i czulej.