wtorek, 22 sierpnia 2017

Po miesiącach ciszy.


   Całkiem zapomniałam o istnieniu tego bloga. Ale przypomniało mi się, kiedy siedząc w aucie i czekając na odpowiednią godzinę zanudzałam się na śmierć.
   Więc przeczytałam wszystkie posty, nadeszła refleksja. Od ostatniego posta znow wiele się pozmieniało. Znalazłam pracę, ktorą z biegiem czasu znienawidziłam: ot, takiego wypranego mózgu nie miałam chyba już dawno. Z niejaką ulgą przyjęłam fakt, że za sprawą uprzejmego szefa moje męki się skończyły (czyt. wyjebali mnie). Miesiąc na bezrobociu minął mi na opierdalaniu się, paleniu jointów i ogólnym relaksie z moją tymczasową wspòłlokatorką Kaśką, która bimbała sobie na chorobowym z powodu depresji, przez to samo miejsce w którym i ja odchodziłam od zmysłów.
   Potem wróciła do Polski a ja rozpoczęłam nową ścieżkę kariery, którą kroczę do dziś. Serio, lubię swoją pracę, czuję się spokojna, doceniona i wolna od stresu. Czy mogłoby być piękniej? Zapewne tak, ale nie musi. Jest dobrze jak jest, w powietrzu czuć zapach błogiej stabilizacji.